wtorek, 27 stycznia 2015

TRAUMA - Rapture and Wrath (2015)

Pamięta ktoś jeszcze amerykański band o nazwie Trauma? Był to zespół który założył Cliff Burton, tak ten sam co grał w Metalice w 1981r. Kapela grała heavy/power metal, w którym były echa Exciter, Agent Steel, czy Abbatoir. To właśnie debiutancki album zatytułowany „Scratch and Scream” pokazał jaki potencjał drzemie w tej kapeli. Grali energiczny, rozpędzony heavy/power metal na miarę innych klasycznych krążków z kręgu US power metalu. Jednak Trauma podzieliła los wielu równie dobrych kapel z tamtych lat. W wyniku nie porozumień i problemów z organizacją przepadli i słuch o nich zaginął. O dziwo na tym się nie kończy historia tej kapeli, która jest owiana kultem. Po 31 latach od wydania debiutu Trauma powraca z nowym wydawnictwem. „Rapture and Wrath” to znakomita kontynuacja tego co zespół grał w latach 80 i właściwie nie dostrzeżecie różnicy między tymi albumami. Tak więc Trauma dokonał niemożliwego, nie dość że powrócił po 30 lat, to jeszcze udało im się nagrać album, który brzmi jakby został zarejestrowany w latach 80. Do tego klimat i wykonanie sprawia, że mamy do czynienia z prawdziwym klasykiem.

Ze starego składu został perkusista Kris oraz wokalista Donny Hiller, który wciąż ma w sobie to coś. Niezwykłą techniką i manierą przypominającą Geoffa Tate i Bruce'a Dickinsona. Odnajduje się on w wolnych kompozycjach jak i szybszych, a jego specjalnością są górne rejestry. Mimo 30 lat, jego wokal wciąż brzmi świeżo i tak specyficznie jak w latach 80. Spora też w tym zasługa nieco przybrudzonego brzmienia, która ma podkreślić klimat lat 80 i nawiązać do tego co mieliśmy na debiucie. W pełni się to udaje, a zagrywki Kurta Frya też są tutaj godne podziwu. Nie ma już partii podzielonych między dwoma gitarzystami, a sam Kurt radzi sobie całkiem dobrze. Słychać, że zna się na swojej robocie, wie jak nadać kompozycji melodyjności i dynamiki. Jest na czym zawiesić ucho. Najważniejszym zadaniem było utrzymać styl i poziom znany z debiutu i to Kurtowi w pełni się udało. Mamy 10 utworów dających przeszło 50 minut muzyki. Pierwszym uderzeniem jest energiczny „Heart of Stone”, który ma coś z dawnego DIO, coś z US power metal, a także coś z NWOBHM. Duża dawka melodii, autentyczny klimat lat 80 i mocny riff sprawiają, że jest to jeden z najlepszych utworów Trauma. Również wielkim przebojem na nowej płycie jest „When i Die” i to jest heavy metal z domieszką power metalu mocno osadzone w latach 80. Stonowany, true metalowy „The long Way Home” to kompozycja już bardziej urozmaicona. Znajdziemy tutaj coś z ballady w początkowej fazie, coś z hard rocka i coś z heavy metalu. W agresywniejszym „The Walking Dead” można posmakować mocniejszego riffu i mroczniejszego klimatu. Najlepiej zespół wypada o dziwo w rycerski, hymnowym „Egypt” czy rozpędzonym „Under The Lights”, gdzie więcej jest US power metal, ale też Iron Maiden z okresu „Killers”. Na koniec mamy równie udany „Too Late”, który znakomicie podsumowuje całość.

„Rapture and wrath” to nie jest może wielki powrót, który rzuci fanów heavy metalu na kolana. Brakuje odpowiedniego ładunku emocji i liczby killerów, by to osiągnąć, ale album jest solidny. To kawał heavy/power metalu w amerykańskim stylu, osadzonym w latach 80 i śmiało dorównujący debiutowi. Tak więc śmiało można rzec, że warto było powrócić po 30 latach nie bytu.

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz